Oto jestem. Ostatnio nie mam kompletnie czasu, bardziej niż zwykle, a zwykle wcale nie mam go w nadmiarze. A ostatnio.. sezon w branży, fucha za fuchą, próby ogarnięcia tego, czego nie mogę ogarnąć już tak długo, że normą staje się myśl, że może nic się nie stanie jak i tym razem nie wyjdzie? A jednocześnie jestem po prostu spokojna, gdzieś w środku wzrasta przekonanie, że jakoś to będzie. I w związku z tym cieszę się i tym jak jest, i tą zaskakującą wiarą w jutro. Ot, banał. A jakże przydatny na co dzień :)
Dodam jeszcze, że te chwile, które mogę spędzić sama ze sobą (no dobra, niekoniecznie sama) w swoim ukochanym zielonym domku, polenić się (zasłużenie, a może nie?) są po prostu cudowne. Wtedy też wyciszam telefon i myślę sobie, że takie chwile, wyczekane, są warte sześciu, siedmiu dni w tygodniu uprawiania "multilokacji" (termin, który przypadł mi do gustu podczas studiów i nadal całkiem nieźle oddaje to, co wyprawiam ze swoim życiem).
Nie narzekam. Kocham takie zabiegane życie; inaczej nie umiem, inaczej jestem nieszczęśliwa. Dzięki temu kocham też chwile świętego spokoju i myślę, że naumiałam się wreszcie odpoczywać :)
Na dziś menu studenckie mojego brata. Takie "przepisy" sprawdzają się, kiedy w lodówce mamy niewiele więcej niż światło. Choć akurat ja mam zawsze zaopatrzoną zamrażarkę i kosz przypraw, a wtedy można zrobić ..helikopter z zapałki (ze specjalnym przymrużeniem oka i całusem dla podobnie myślącej kochanej mej Madzi - autorki magla.pl).
Dodam jeszcze, że te chwile, które mogę spędzić sama ze sobą (no dobra, niekoniecznie sama) w swoim ukochanym zielonym domku, polenić się (zasłużenie, a może nie?) są po prostu cudowne. Wtedy też wyciszam telefon i myślę sobie, że takie chwile, wyczekane, są warte sześciu, siedmiu dni w tygodniu uprawiania "multilokacji" (termin, który przypadł mi do gustu podczas studiów i nadal całkiem nieźle oddaje to, co wyprawiam ze swoim życiem).
Nie narzekam. Kocham takie zabiegane życie; inaczej nie umiem, inaczej jestem nieszczęśliwa. Dzięki temu kocham też chwile świętego spokoju i myślę, że naumiałam się wreszcie odpoczywać :)
Na dziś menu studenckie mojego brata. Takie "przepisy" sprawdzają się, kiedy w lodówce mamy niewiele więcej niż światło. Choć akurat ja mam zawsze zaopatrzoną zamrażarkę i kosz przypraw, a wtedy można zrobić ..helikopter z zapałki (ze specjalnym przymrużeniem oka i całusem dla podobnie myślącej kochanej mej Madzi - autorki magla.pl).
Szpinak z tego przepisu będzie też świetnym dodatkiem do włoskich kopytek - gnocchi.
Makaron ze szpinakiem
Składniki:
- opakowanie kolorowego makaronu (u mnie pomidorowy i szpinakowy)
- opakowanie szpinaku mrożonego
- 2 opakowania ulubionego serka topionego (ok 150g)
- 2 ząbki czosnku
- 0,5 szklanki śmietanki/jogurtu naturalnego
- odrobina oliwy
- świeża bazylia
- sól, pieprz, słodka papryka do smaku
Przygotowanie:
Makaron ugotować al dente, według tych wskazówek.
Szpinak rozmrożony (choć u mnie nigdy do końca, nie mam cierpliwości) podsmażyć na oliwie. Dodać posiekany czosnek. Mieszać i grzać na ogniu ok 10 min. Dodać serki topione oraz "podarte" listki bazylii i dokładnie wymieszać. Dodać śmietankę uważając by się nie "ścięła", doprawić solą, pieprzem i szczyptą papryki. Do gotowego sosu dodać makaron, wymieszać i podawać.
Czas: 15 min
Przygotowanie: proste
Dostępność składników: łatwa
Szpinak rozmrożony (choć u mnie nigdy do końca, nie mam cierpliwości) podsmażyć na oliwie. Dodać posiekany czosnek. Mieszać i grzać na ogniu ok 10 min. Dodać serki topione oraz "podarte" listki bazylii i dokładnie wymieszać. Dodać śmietankę uważając by się nie "ścięła", doprawić solą, pieprzem i szczyptą papryki. Do gotowego sosu dodać makaron, wymieszać i podawać.
Czas: 15 min
Przygotowanie: proste
Dostępność składników: łatwa
Fajnie się czytało:)
OdpowiedzUsuńA taki makaron to ja mogłabym zjeść nawet teraz - pyszny!
Pozdrawiam:)
bardzo miły post ;]
OdpowiedzUsuńdziękuję :))
OdpowiedzUsuńFajny przepis na smaczne jedzonko
OdpowiedzUsuń